• 02 WRZ 15

    Refleksje

    Zapraszamy do zapoznania się z przemyśleniami jednej z osób korzystających z oferty Poradni Leczenia Substytucyjnego w naszym Ośrodku.


     

     

    Pamiętam, kiedy podczas przyjęcia do pewnego ośrodka terapeutka zapytała mnie czy uczestniczyłem kiedykolwiek w substytucji. Z oburzeniem zaprzeczyłem. Skąd taka reakcja na jej pytanie? Dlaczego pomimo ponad dziesięcioletniego problemu z uzależnieniem od opiatów dopiero teraz korzystam z programu? Przeczytajcie.
    Pochodzę z niewielkiego miasta w południowo-wschodniej Polsce, gdzie narkomania opiatowa jako szerokie zjawisko społeczne, plaga, od około dwudziestu lat nie istnieje. Odeszła razem ze śmiercią starych kompociarzy, zupiarzy, z pojawieniem się mody na inne środki, ograniczeniem upraw maku. Narkomania opiatowa stanowi więc w moim regionie margines, co skutkuje brakiem jakiejkolwiek placówki substytucyjnej w województwie (mało tego, nie ma nawet prawdziwego detoksu opiatowego, chcąc się odtruć musiałem korzystać z oddziałów psychiatrycznych lub detoksów alkoholowych). Wiedza terapeutów i lekarzy w temacie substytucji jest znikoma. Lekarze albo nie wiedzą czym jest np. metadon (chyba większość) albo podchodzą często tak jak do stosowania opioidów w leczeniu bólu – morfinę może dostać pacjent w terminalnym stadium choroby „bo i tak umrze”. Tak samo z substytucją – to dla umierających. Tak jakby substytut miał być przedśmiertną emeryturą dla starych ćpunów.
    No a terapeuci? Większość terapeutów z mojego miasta, zwłaszcza młodych, wiedzę o uzależnieniu od opiatów, jego specyfice i sposobach leczenia czerpie wyłącznie z książek, nie mając styczności z praktyką. Do poradni trafiają głownie dzieciaki palące marihuanę wysyłane tam przez rodziców oraz alkoholicy, generalnie czterdziestolatkowie i wzwyż. Reszta to użytkownicy amfetaminy i trochę uzależnionych od benzodiazepin. Sposób leczenia wygląda tak, że alkoholików wysyła się na sześciotygodniową terapię i zaleca mitingi AA. Dla reszty – albo terapia w poradni albo ośrodek stacjonarny, raczej z tych „ciężkich”, najlepiej MONAR lub o podobnej filozofii, zasadach. A substytucja? No cóż, przeważnie terapeuci nie chcą rozmawiać na ten temat, pada opinia o „legalnym ćpaniu za darmo” czy coś w podobny ton. Jeśli już ktoś podejmował ze mną rozmowę na ten temat to słyszałem „jest pan jeszcze młody, po co się truć”, „przecież jest pan też lekomanem (niektórzy terapeuci określają uzależnienie od benzodiazepin w ten irytujący sposób)i alkoholikiem, to będzie pan pił i brał te tabletki nawet na metadonie”, „przecież nie jest pan uzależniony od heroiny” – fakt, nie brałem heroiny, tylko morfinę, domowe przetwory słomy makowej i inne farmaceutyczne opioidy. Okazywało się, że niektórzy terapeuci mają wbite w głowę, że substytucja jest tylko dla heroinistów, dlatego też długo nie starałem się o miejsce w programie, bo myślałem, że musi paść magiczne słowo „heroina”. Albo, że dyskwalifikuje mnie uzależnienie mieszane (przez pewien czas faktycznie substytucja przeznaczona była dla „czystych” opiatowców).
    Drugim moim źródłem o substytucji były opinie byłych pacjentów programów, których spotykałem w ośrodkach i na detoksach. Słyszałem stwierdzenia, że to kompletna zależność od poradni, bez np. możliwości wyjazdu na dłuższe wakacje itp.; o podobno ogromnej fizycznej szkodliwości metadonu; wreszcie, że w ogóle substytucja jest bezcelowa bo i tak prędzej czy później większość osób dobiera inne środki czy pije alkohol. Opowieści te pochodziły niemalże w stu procentach od osób, które zostały dyscyplinarnie usunięte z programów za łamanie podstawowych punktów regulaminu i być może chciały odbić sobie frustrację. Mimo, że jak się później przekonałem nie są to wiarygodne historie, niemniej jednak funkcjonują i mogą wpływać na opinię o programach substytucyjnych, w końcu sam zastanawiałem się co z tego może być prawdą.
    Takie to właśnie czynniki złożyły się na moją wiedzę – a tak naprawdę niewiedzę – odnośnie substytucji:
    ignorancja i niedoinformowanie lekarzy i terapeutów z, którymi miałem styczność
    – uporczywe lansowanie przez niektóre placówki terapii drug free (w niektórych miejscach jest to jedyna znana forma i jest propagowany tylko jeden z jej nurtów, uważany za jedyny słuszny i właściwy)
    – opinie byłych pacjentów programów substytucyjnych, zwykle usuniętych za łamanie regulaminu.

     
    W tej chwili jestem od ponad pół roku na programie metadonowym. Przekonałem się, że substytucja nie ma nic wspólnego z tzw. legalnym ćpaniem, działanie metadonu nie wywołuje u mnie skojarzeń ze stanem po klasycznych opiatach. Odpowiednio dobrana dawka nie powoduje senności i ogranicza głód. Jedyne fizyczne skutki uboczne jakie odczuwam to nadmierna potliwość. Całkiem nieźle funkcjonuję społecznie, mam kontakt z rodziną, zawieram nowe znajomości z ludźmi niebiorącymi, reguluję sprawy karne. Nie dobieram innych środków (w tym również nie piję alkoholu), jest mi o wiele łatwiej utrzymać abstynencję niż bez pomocy substytutu. Wcześniej po opuszczeniu ośrodka albo wracałem znów do placówki stacjonarnej gdyż nie radziłem sobie z wyzwaniami codzienności, albo łamałem abstynencję. Komfort mojego życia poprawił się od pierwszych dni na programie. Zastanawiałem się jakby potoczyło się moje życie gdybym wcześniej zetknął się z substytucją. Czy byłbym już na prostej, czy w tym samym miejscu, na ile istotna jest dla mnie wiedza zdobyta w ośrodkach i czy bez niej doceniałbym tak jak teraz ofertę Eleuterii (poza substytucją i terapią jest tam także możliwość otrzymania pomocy pracownika socjalnego, skorzystania z klubu pacjenta gdzie znajdują się komputery z Internetem, biblioteczka, można napić się herbaty, kawy). Wydaje mi się, że nawet gdybym nie osiągnął spektakularnych efektów wstrzymałbym lub chociaż spowolniłbym destrukcję. Być może nie byłbym karany, nie doświadczyłbym bezdomności. Jak na razie program okazał się tą formą terapii jakiej potrzebuję.

     
    Być może kiedy to czytasz właśnie zastanawiasz się czy spróbować takiej formy leczenia. Jeśli mógłbym cokolwiek doradzić, to po pierwsze pamiętaj, że wchodząc na program nic nie tracisz. Cokolwiek wydarzyłoby się później, zyskujesz spokojny czas na przemyślenie swojej sytuacji, niezależnie czy ostatecznie zdecydujesz się pozostać w substytucji na dłużej, czy będzie to wstęp do terapii stacjonarnej, czy nawet jeśli miałbyś uznać, że jednak wracasz do brania – w czasie uczestnictwa w programie możesz tylko zyskać. Nie sugeruj się opiniami innych (zwłaszcza negatywnymi) – w wielu kwestiach pacjent jest traktowany indywidualnie . To z czym zetknęła się jedna osoba nie musi spotkać Ciebie. Jest też druga strona – nie nastawiaj się, że sam substytut rozwiąże wszystkie problemy. Konstruktywne nastawienie, współpraca z lekarzem i terapeutą są niezbędne.
    Chciałem tym tekstem przedstawić opinie na temat programów substytucyjnych, które fałszują ich obraz i mogą zniechęcać do korzystania z nich. Pokazać, że substytucja może w dość krótkim czasie poprawić komfort życia. Być może udało mi się rozwiać wątpliwości osób wahających się czy leczyć się w ten sposób. Zaznaczam jednak też, że w dużej mierze opisałem moje subiektywne odczucia, doświadczenia. Mam nadzieję, że to co napisałem Was zaciekawiło i będzie w jakiś sposób pomocne.

     
    Pacjent